DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW MINISTRA KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO W RAMACH ZADANIA: WSPÓŁORGANIZACJA MIĘDZYNARODOWEGO FESTIWALU SZTUKI AUTORÓW ZDJĘĆ FILMOWYCH EnergaCAMERIMAGE 2024
WSPÓŁFINANSOWANIE: MIASTO TORUŃ ORAZ WOJEWÓDZTWO KUJAWSKO-POMORSKIE
02/09/11
Niniejszy cykl zainspirowała, między innymi, rozmowa po obejrzeniu filmu, którym się zachwyciłam, a mój rozmówca raczej nie. Po błyskotliwej i burzliwej wymianie zdań usłyszałam - Zamiast ciągle powtarzać "dobre zdjęcia, dobre zdjęcia", udowodnij, że są dobre. Udowodniłam, ale przy okazji uświadomiłam sobie, że zetknęłam się z problemem, który wiele osób zainteresowanych filmem, nawet zajmujących się nim zawodowo, kiedyś tam dotknął.
No bo co to niby znaczy, że zdjęcia są dobre? Zwłaszcza dzisiaj, w dobie DI, 3D, Alexy wypierającej RED-a. Szczęśliwie do używania kamer cyfrowych wszyscy zdążyliśmy się już przyzwyczaić, choć jeszcze niedawno można było usłyszeć, że to sprzęt dla amatorów, a przecież inaczej posłuży się tym medium amator - nawet najzdolniejszy, a inaczej profesjonalista. Piszę niedawno, a przecież to w 2002 roku podczas łódzkiej edycji Plus Camerimage ex aequo nagrodzono "Drogę do Zatracenia" Sama Mendesa z nieludzko doskonałymi zdjęciami Conrada L. Halla, którymi Mistrz oddał hołd temu, co stanowi esencję kina amerykańskiego, czyli film noir - kiedy wspominam kompozycję kadru chwilami nawiązująca do "Asfaltowej dżungli" zawsze mam dreszcze; i skromnego, ale jak intensywnego i jak przemyślanego "Ediego" Piotra Trzaskalskiego ze zdjęciami Krzysztofa Ptaka , zrobionego "na cyfrze" właśnie. Tym samym "cyfra" trafiła na salony. Podobnie jak teraz za sprawą "Piny" a nie "Avatara" , pewnie trafi 3D. (Po uwiedzeniu przez film Wendersa publicznie i przy świadkach odwołałam wszystko złe, co o 3D powiedziałam). "Droga do zatracenia"
Festiwal sztuki operatorskiej został przywołany świadomie i dobrowolnie, bo to w związku z pierwszą, jeszcze toruńską, edycją imprezy, w polskim piśmiennictwie filmoznawczym pojawiła się "na poważnie" kwestia zdjęć. Oczywiście tego zagadnienia dotykano już wcześniej, ale opracowania filmoznawcze uwzględniały raczej teoretyczny aspekt strony wizualnej filmów (o podręcznikach dla studentów szkół filmowych nie wspominam, bo praktykiem nie jestem), wyjątkiem był cykl Aleksandra Jackiewicza (cytuję z pamięci, więc mogę być niewierna) "Narodziny dzieła filmowego" w "Kinie", gdzie w odcinku "Sztuka operatorska" jeden z twórców polskiego filmoznawstwa rozbudzał nasze apetyty opisując filmową alchemię. To w związku z pierwszą edycją Plus Camerimage pojawił się specjalny numer "Kwartalnika filmowego" (7-8/1994), gdzie można było znaleźć wywiady, analizy, ale przede wszystkim podręczny słownik sztuki operatorskiej, który objawił, że działanie autorów zdjęć to muszą być albo czary, albo właśnie alchemia. Czyli na jedno wychodzi. Uświadomiliśmy sobie, że by pisać, czy uczyć o filmie, nie wystarczy skupiać się na anegdocie, tylko na przykład również zachwycić się światłem, a potem swój zachwyt uzasadnić. Oczywiście najpiękniejsze światło w filmie tworzył Sven Nykvist (podobno jeden z pierwszych, o ile nie pierwszy, który ograniczył używanie światła sztucznego do minimum, bo wolał światło naturalne, w ogóle historia sztuki operatorskiej to chyba historia wyborów światła), Mistrz, Mag, ktoś, kogo charyzmę i spokój Mędrca można było odczuć już po kilku minutach rozmowy, a ja miałam to wielkie szczęście. Wspomnijmy choćby Jego światło do adaptacji "Krystyny, córki Lavransa" wyreżyserowanej prze Liv Ullmann , i to ujęcie, kiedy, po chyba pierwszej wspólnej nocy, bohaterowie siedzą w szopie, do której światło wdziera się poprzez szpary w drewnianych ścianach. W tym ujęciu było to, co w powieści Sigrid Undset najważniejsze - rozczarowanie spełnieniem. Żeby nie było tylko tak nostalgicznie, wspomnieniowo i górnolotnie, to wspomnę jeszcze o czymś, co z Plus Camerimage się wiąże. O szczególnym szpanie na znajomość nazwisk operatorów i tego, kto jaki film zrobił. Jeżeli usłyszycie, że ktoś zaraz po informacji o tym, kto film wyreżyserował, dodaje, kto jest autorem zdjęć, to na pewno macie do czynienia z kimś, kto we wczesnej lub późniejszej młodości zahaczył o Toruń, albo Łódź (teraz ma szansę w Bydgoszczy), ale walor edukacyjny festiwalu to materiał na zupełnie inną opowieść :) Sven Nykvist
Działania operatora filmowego usiłowano objaśniać najróżniejszymi porównaniami (warto zajrzeć do przywołanego wyżej szkicu Jackiewicza), zapamiętałam i porównanie z czarownikiem, i z chirurgiem wnikającym swoim lancetem w rzeczywistość, i z portrecistą, i alchemikiem. I chyba to ostatnie najwierniej informuje, czym zajmuje się autor zdjęć, który ma do dyspozycji przede wszystkim... światło. (Choć pewien zaprzyjaźniony operator przekornie twierdzi, że operują raczej cieniem niż światłem). W każdym razie, czy to światło, czy cień, bardziej ulotnej materii nie ma. Owszem, jest jeszcze kolor, kompozycja kadru, dramaturgia ujęcia - pamiętajmy, że zdjęcie filmowe różni się między innymi od zdjęcia statycznego trwaniem w czasie, film to sztuka narracyjna. Ale najpierw jest światło. I cień. Opanowanie warsztatu - autorzy zdjęć zawsze powtarzają, że przede wszystkim są rzemieślnikami. Wrażliwość. Talent.
Choć chyba najpiękniej i najpełniej zdefiniował to, co robi na planie autor zdjęć, wieloletni współpracownik Wojciecha Jerzego Hasa (już kiedyś na tych łamach przeze mnie cytowany), Grzegorz Kędzierski . Podczas jednej z łódzkich edycji Plus Camerimage usłyszałam taką odpowiedź (notabene bardzo Hasowską) - "Operator śni sen na zadany przez reżysera temat".
Dobrze, ale miało być o zdjęciach, o d o b r y c h zdjęciach. Zatem, co to są dobre zdjęcia? Otóż dobre zdjęcia t y l k o opowiadają historię. Opowiadają, bo film to sztuka narracyjna, najbardziej spowinowacona z literaturą, a nie malarstwem, czy teatrem. Tylko, nie mogą rozpraszać widza, zwodzić go, kokietować.
Dobre zdjęcia (posłużę się przykładami choćby z ostatniego sezonu) to zdjęcia Pawła Flisa do "Chrztu" Marcina Wrony (nie waham się uznać tej realizacji za najciekawszy wizualnie film zeszłego roku). Operator mało tego, że nie wystraszył się tak nielubianej przez autorów zdjęć bieli, ale mistrzowsko tę biel wykorzystał (i to w filmie mocno inspirowanym w warstwie dramaturgicznej kinem gangsterskim - wspomnijmy choćby okrzyk o moim mieście), dzięki czemu finał jest niemal nierzeczywisty - tak jak główny bohater. Jak gdyby rozgrywał się już na tamtym świecie. "Chrzest"
Dobre zdjęcia to zdjęcia Piotra Wojtowicza do "Różyczki" Jana Kidawy-Błońskiego . Inteligentna i dyskretna, nagrodzona Złotą Żabą w polskim konkursie Plus Camerimage 2010 "zaplatanka" materiałów archiwalnych dokumentujących to, co działo się na Krakowskim Przedmieściu w marcu 1968 roku i zdjęć inscenizowanych, gdzie kolory i rodzaje światła przeplatają się tak samo, jak światy bohaterów; sugerująca, że nawet jeżeli tak nie było - to mogło tak być. "Różyczka"
Dobre zdjęcia to zdjęcia Rogera Deakinsa do "Prawdziwego męstwa" Coenów, mitologizujące całą opowieść (podczas seansu pozazdrościłam Amerykanom, że mają...western), od pierwszych chwil porządkujące narrację - skoro mamy do czynienia ze wspomnieniem zakochanej kobiety, której mężczyzną życia - choć była wtedy dziewczynką - był heros, najczęściej pijany, nieokrzesany strażnik legendy Dzikiego Zachodu, to i mit i nostalgia są jak najbardziej uzasadnione. "Prawdziwe męstwo"
To to, co zrobił w "Lęku wysokości" Bartka Konopki Piotr Niemyjski. Obydwaj zdecydowali się opowiadać detalem, niuansem, zabrali nas za kulisy rodzinnego dramatu. W "Lęku wysokości" zdjęcia swoim spokojem koją widza, ten film opowiedziany choćby nieco bardziej dynamicznie byłby nie do zniesienia, tyle emocji podarowali nam autorzy. "Lęk wysokości"
Wreszcie "Nagroda" Pauli Markovitch ze zdjęciami Wojciecha Staronia. Gdybym miała określić stronę wizualną tego filmu jednym zdaniem, powiedziałabym - umiar. U m i a r w dawkowaniu koloru - niemal na granicy monochromatyczności. Kamera prowadzona z u m i a r e m - wprawdzie opowiada się o dramatycznym momencie w historii Argentyny, ale wspomina to kobieta, która doświadczyła tego wszystkiego jako dziecko, zatem wszystko już sobie uporządkowała. I jeszcze ta nienachalna, choć czytelna, inspiracja barwami argentyńskiej flagi.
Agnieszka Holland przewodnicząc jury jednej z edycji festiwalu sztuki operatorskiej kwestię dobrych zdjęć ujęła następująco (znowu cytuję z pamięci) - "Nie ma dobrego filmu ze złymi zdjęciami, ani złego filmu z dobrymi". Nawet nie zamierzam z tym polemizować. Agnieszka Holland z Diane Krüger. Zdj. Archiwum Plus Camerimage
DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW MINISTRA KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO W RAMACH ZADANIA: WSPÓŁORGANIZACJA MIĘDZYNARODOWEGO FESTIWALU SZTUKI AUTORÓW ZDJĘĆ FILMOWYCH EnergaCAMERIMAGE 2024
WSPÓŁFINANSOWANIE: MIASTO TORUŃ ORAZ WOJEWÓDZTWO KUJAWSKO-POMORSKIE