Na dwóch festiwalowych ekranach publiczność obejrzała kilkanaście filmów, zaś w salach konferencyjnych i zaułkach Teatru Wielkiego odbywały się spotkania, warsztaty i dyskusje z największymi operatorami współczesnego kina. Jakby tego było mało, w hallu teatru na stałe pojawiła się ekscytująca Weronika Rosati.

Przedpołudnie i wczesne popołudnie kolejnego dnia filmowego święta w Łodzi obfitowało w wiele ważnych wydarzeń.

Zobaczyliśmy już pierwsze filmy konkursowe. W sobotę konkurs i walkę o Złotą Żabę zainaugurował francuski film “36" w reżyserii Olivera Marchala. Denis Rouden, autor zdjęć do filmu opowiadał podczas konferencji prasowej o swoich fascynacjach filmowych i swoim widzeniu sztuki operatorskiej. Dynamiczny dramat policyjny, nawiązujący jak przyznał autor zdjęć, w jakiś sposób do "gorączki" Michaela Manna, to opowieść o walce toczonej przez dwóch policjantów Leo Vrinksa (w tej roli Daniel Auteuil) i Denisa Kleina (gra go Gerard Depardieu). Obaj - niegdyś przyjaciele - zatracają się w skomplikowanym boju, w którym mieszają się uczucia do kobiety, męska rywalizacja i walka o władzę w policji. Jak mówił Rouden, chociaż filmowy scenariusz oparto na wielu prawdziwych wydarzeniach, "jest to jednak wymyślona opowieść tworząca własną rzeczywistość". Zdaniem operatora jedną ze scen, które najbardziej wyraziście pokazują podejście autorów do filmu jest pogrzeb policjanta, zrealizowany na dziedzińcu paryskiej Sorbony, w którym udział wzięli prawdziwi paryscy policjanci. "To zatarcie granic fikcji i rzeczywistości. Zależało nam na tym, bo nasz film to dzieło epickie, ale niekoniecznie realistyczne" - mówił Rouden. Operator podkreślił też wagę łódzkiej imprezy w świecie filmu. "Miło pojawić się w miejscu, w którym spotyka się największych mistrzów, tych, którzy realizowali filmy ważne dla mnie osobiście" - dodał francuski operator.

Bardzo ważnym akcentem niedzielnych pokazów był inny konkursowy obraz - "FATELESS" ["Los utracony"] nakręcony na podstawie książki laureata Nagrody Nobla Imre Kertesza. Film znalazł się w konkursie głównym festiwalu w Łodzi na kilka dni przed rozpoczęciem imprezy decyzją dyrektora - Marka Żydowicza. Dokładnie tak samo stało się w Berlinie, gdzie "Los" dołączono do konkursowej stawki, na dzień przed startem tej prestiżowej imprezy. Opowieść o koszmarze obozów koncentracyjnych II wojny światowej widzianych oczami nastoletniego węgierskiego Żyda, zaskakuje dokładnością realizacji, chłodną niemalże chirurgiczną precyzją opowieści. Zabiegi reżysera i operatora przyniosły skutek - "Los utracony" jest filmem wstrząsającym i pięknym wizualnie. To jeden z mocniejszych punktów tegorocznego konkursu. Film jest też wyjątkowy z innego powodu - jest debiutem ekranowym słynnego węgierskiego operatora Lajosa Koltai [m.in. zdjęcia do "Maleny"]. Doskonałe, wstrząsające zdjęcia do tego obrazu zrealizował Gyula Pados. Obaj twórcy spotkali się z gośćmi CAMERIMAGE na konferencji prasowej.

"Z Padosem pracowałem po raz pierwszy." - mówił Koltai. "Do powstania takiego filmu potrzebny jest odpowiedni moment, przypadek, zrządzenie losu. Kilka lat temu nie podjąłem się reżyserii pewnego filmu i wyjechałem do Maroka. Wziąłem tam książkę, którą wręczył mi przed wyjazdem Imre Kertesz. Spodobała mi się. Spotkaliśmy się i rozmawialiśmy o szczegółach. Kertesz dał mi scenariusz" - opowiadał o kulisach powstania "Losu" jego reżyser. "Na planie Kertesz przebywał 1,5 godziny, był raz by zobaczyć "rodzinę", którą wybraliśmy. Nie ingerował w moją pracę" - dodał Koltai. "Wszyscy byli fotografowani z miłością, czuło się ,że jest to rodzina filmowa. Aktorzy codziennie grali w teatrze, a w nocy przychodzili i kręciliśmy sceny. Pytałem się, czy nie chcą odpocząć, ale oni odpowiadali, że robią to dla przyjemności i z radością".

"Czytając literaturę Kertesza widzi się, jak mają wyglądać sceny" - opowiadał reżyser. Zapytany, czy noblista ingerował w film, powiedział: "Kertesz, gdy zapytałem, jak mam robić sceny, powiedział, żebym robił, jak uważam, że on mi dał w prezencie książkę, a chce otrzymać dobry film".

Wszystkich, którzy chcieliby wybrać się na filmy Camerimage, zapraszamy też do drugiej przestrzeni festiwalowej - kina Charlie. W tym kultowym miejscu odbywa się połowa festiwalowych projekcji. W tym, niezwykle rzadko pokazywane w Polsce, prezentacje filmów estońskich i bułgarskich. Niedziela upłynęła właśnie pod znakiem pierwszych projekcji nowego kina bułgarskiego - "Mila z Marsa", "Skradzione oczy" i "Diabelskie lustro".

W kinie Charlie czekają nas jeszcze takie prezentacje, jak: retrospektywa filmów duetu reżysersko - operatorskiego Istvan Szabo - Lajos Koltaj, czy pokaz "Magic Mirror" - najnowszego filmu Manoela de Oliveiry.

Wróćmy jeszcze na koniec do centrum festiwalowego w Teatrze Wielkim. Wielbicieli fotografii, a właściwie foto-performance zapraszamy właśnie tam. Ochroniarze festiwalowi, zjawiskowa Weronika Rosati, śmietniki na podwórkach Piotrkowskiej. To tematy zdjęć Mike’a Figgisa, którego wystawa - "Mike Figgis in progress" - codziennie rośnie w hallu głównym Teatru Wielkiego. Figgis - scenarzysta, operator, reżyser i aktor, autor scenariusza do "Living Las Vegas" - codziennie realizuje kolejne fotografie Łodzi, portrety gości i pracowników festiwalu. Powstaje w ten sposób unikatowa, "żywa wystawa", portret imprezy i żyjącego nią miasta.